włochaty bóbr z bliska i inne nowości



Na początek bóbr i jelonek :)
Zdjęcie bobra z wczorajszego spaceru, a jelonka sprzed paru dni sprzed naszego domu.
Jesteśmy już przeprowadzeni do nowego domu i właśnie takie mamy widoki w najbliższym sąsiedztwie :)

Przeprowadzka była tym razem trochę mniej płynna niż poprzednio. Po pierwsze już od dnia, kiedy firma wynajęta przez wojsko zaczęła nas pakować musieliśmy się z poprzedniego domu wyprowadzić do hotelu, co już samo w sobie nie jest zbyt komfortowe, to jeszcze musieliśmy ze sobą zabrać naszą Leeloo. Na szczęście pomimo naszych obaw okazało się, że Lilka jest idealnym kotem hotelowym - nie robiła żadnych problemów, nie narozrabiała, była grzecznym kotkiem, który radośnie spał razem z nami w hotelowym łóżku ;). Niestety okazało się, że, pomimo bardzo dobrych opinii, wybrany przez nas hotel nie był dobrym wyborem. Pokój był ponury, bardzo ciemny i był chyba bardzo długo nie wietrzony. Jedyne, co w nim było dobre to to, że miał oprócz zwykłego wyjścia przez lobby również wyjście na parking bezpośrednio przez drzwi balkonowe. Niestety z drugiej strony nie dawało to zbyt dużego poczucia bezpieczeństwa dla rzeczy, które w nim zostawialiśmy bo drzwi balkonowe miały baaaardzo kiepskie zamki.
W dodatku jak się okazało w czasie zameldowywania się, to oczywiście, pokój mamy "pet friendly" niestety w tym hotelu oznacza to, że wychodząc z pokoju musielibyśmy zamykać kota w klatce. Całe szczęście, że mogliśmy Lilkę zabierać ze sobą przez kolejne 2 dni, kiedy dopilnowywaliśmy przeprowadzki, bo zostawienie kota na 7- 10 godzin w klatce absolutnie nie wchodziło w grę. Jedynie kiedy szliśmy na basen i w ostatnim dniu, kiedy pojechaliśmy oddać klucze i podpisać ostatnie papierki, to kota zostawała sama w pokoju, ale i tak nie w klatce tylko w łazience z wyścieloną ręcznikami wanną i swoim kocykiem.
z ostatnią inspekcją i oddawaniem kluczy wiąże się zabawna historia - nasi znajomi wyprowadzali się kilka dni przed nami i skarżyli się, że im inspekcja za pierwszym razem nie przeszła, że musieli 2 raz mieć dom odbierany przez speca przysłanego przez wojskową agencję mieszkaniową, od której wynajmujemy domy. Podobno im spec marudził, że brudno i kota czuć, itp. No to oczywiście my cali w strachu, a tymczasem i pani, która nam sprzątała dom przed inspekcją (u znajomych była ta sama) i pan inspektor dziękowali za tak dobry stan domu. I że tak czysto u nas, i że tak dbaliśmy o to miejsce. Gość się dziwił, że tam rok mieszkaliśmy, bo myślał, że może ze 3 miesiące. Mało nas po rękach nie całował. Wniosek: ja nie chcę widzieć stanu, w jakim są inne domy :> Niestety ludzie to brudasy. A to było o tyle zabawne, że my nie jesteśmy zwolennikami muzealnej czystości, lubimy "nieład artystyczny" i zdecydowanie codziennie nie sprzątamy ;)


Później nastąpił czas przeprowadzki i jazda 5,5 godziny do nowego miejsca. z 5,5 godziny jazdy nasz kot wył i miauczał 5 godzin :> Tylko dźwięki zmieniała. Usnęła, i to chyba tylko ze zmęczenia tym darciem paszczy, w momencie, kiedy widzieliśmy znak z nazwą najbliższego większego miasta, które jest w tej okolicy. Ma kota szczęście, że jest taka kochana, bo bym chyba udusiła ;)
W nowym mieście kolejny hotel, z tej samej sieci co poprzedni, a jednak różnica ogromna. Świetny standard, piękny czysty pokój, w dodatku z otwieranym górnym oknem, co wcale nie jest takie oczywiste w pokojach hotelowych. Kolejny pokój "pet friendly", tutaj jednak wystarczyło, że jak wychodziliśmy z pokoju, to mówiliśmy na recepcji, że kot zostaje w pokoju i w razie wypadku mają dzwonić na nasz numer telefonu. Przemiła i pomocna obsługa, która przydała się zwłaszcza w momencie, kiedy okazało się, że jednak nasze rzeczy nie przyjadą na następny dzień, czyli w piątek, tylko dopiero w poniedziałek, czyli musimy przedłużyć nasz hotelowy pobyt o kolejne 2 dni. Nie przyjeliśmy tego z radością, zwłaszcza, że wiązało się to ze spędzeniem moich urodzin w hotelu...
Na szczęście już w poniedziałek rano dowieziono nasz cały dobytek i od tygodnia mieszkamy w kolejnym fajnym domku. Trochę mniejszym niż poprzedni, bez dużego ogrodu, jedynie z maleńkim patio, ale jakoś damy radę przez najbliższe parę lat. Dobrze, że zaraz obok mamy las i rzekę i zwierzaki i okolica jest przepiękna. Czuję się, jakbym zrobiła to, co cytuję już od dłuższego czasu czyli "A może by pieprznąć tym wszystkim i wyjechać w Bieszczady?" :)






...

jak widać na załączonym obrazku został nam tydzień do przeprowadzki.
Wcale nie panikuję...
Wcale nie panikuję...
Wcale nie Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!! ;)


A tymczasem wczoraj mąż miał uroczyste zakończenie szkoły i znowu byłam bardzo dumna z niego i jego kolegów i koleżanki, która jako jedyna z chyba 5 dziewczyn, które tą szkołę mechaników rozpoczęły, dotrwała do końca tego bardzo intensywnego szkolenia :)

Lilka na trawie

Wymyśliłam już jakiś czas temu, że możnaby spróbować nauczyć kota chodzić na smyczy i w szelkach. Zwłaszcza, że jak tylko wychodzę do ogródka i Leeloo mnie widzi przez okno to zaczyna wyć i miauczeć - no nie jest to najprzyjemniejsza melodia do relaksu na trawie ;)
Teraz w końcu doprowadziłam swój plan do etapu realizacji, zwłaszcza, że niedługo wyjeżdżamy w 5 godzinną podróż, w której kot na smyczy byłby lepszym kompanem niż kot wciśnięty przez całe 5 godzin w transporterek. Teraz można ją będzie na postojach na chwilę wyprowadzić na zewnątrz samochodu.
Pierwszy spacer.
Smycz i szelki zostały kupione w ubiegłym tygodniu - pierwsze z nimi spotkanie ubiegło pod znakiem skarg i narzekań, które można by szybko z kociego na nasze przetłumaczyć jako "w tym się k*rwa nie da chodzić!!" czyli kot chodził tyłem, bokiem, albo wcale nie chodził ;)
Za to od poniedziałku jest sama radość, bo pani w szelkach zabiera na trawę. A trawę okazuje się kota baaardzo polubiła. I kwiatki. Kwiatki są "the bestestest" ;) Od 4 dni kota wysiaduje po drzwiami i miauka, że koniecznie chce wyjść na spacer i "dlaczego się pani tak guzdra" ;)
Drugi spacer, generalnie da się chodzić po tym czymś zielonym
Kwiatki. Kotki lubią kwiatki ;)

Zwierzątko

Pojechaliśmy w weekend zobaczyć nowy dom. Okolica przepiękna, tylko nam 3/4 ogrodu ukradli ;) Dobrze, że chociaż po drugiej stronie ulicy jest las i zejście (mocno z górki) nad piękną rzekę :)

A w drodze powrotnej jadąc przez Algonquin Park spotkaliśmy prawdziwego dzikiego kanadyjskiego łosia. A raczej łosię ;)







Nowości

Wiosna!! Nareszcie mamy wiosnę! Taką z ciepłymi dniami mamy "już" od dwóch tygodni. Zima nam w tym roku dała popalić, ostatni opad śniegu mieliśmy 15 kwietnia, dwa dni po tym, jak było 20 stopni i wszyscy już się cieszyli, że można wyjść z domu z krótkim rękawkiem. Teraz wiosna próbuje to wszystko nadrobić, zielono na trawnikach zrobiło się w ciągu dwóch dni, teraz drzewa buchają zielenią. Jest pięknie :). Obserwuję nasz ogrodowy bez i mam nadzieję, że zdąży zakwitnąć do czerwca, żebym mogła się nim chociaż trochę nacieszyć. Bo wyprowadzamy się znowu. Wiedzieliśmy od początku, że tutaj będziemy tylko rok, do czasu zakończenia tego etapu szkolenia na mechanika. No i stało się, już mamy wszystko zarezerwowane i ustalone. Firma przeprowadzkowa zamówiona przez wojsko przyjeżdża 9 czerwca i my wtedy pilnujemy, żeby wszystko spakowali, a później przenosimy się do hotelu na kolejne dwa dni. Najbiedniejsza to Leeloo będzie, bo nie będzie miała swoich ulubionych okien do siedzenia, no i zawsze to stres dla kota taka ciągła zmiana miejsca.
12 czerwca jedziemy 466 km do naszej nowej jednostki i modlimy się, żeby nasze rzeczy dotarły tam na 13 czerwca, bo ja bardzo bardzo chcę spać w urodziny w swoim łóżku i w nowym domu, a nie w hotelu, a dopóki transport z rzeczami nie dotrze, dotąd nie dostaniemy kluczy do domu. Ot, taki wojskowy wymysł. Tak, że na pewno z 12 na 13 będziemy spać w hotelu, a później mam nadzieję, że już w domu. Chwała najwyższemu, że za wszystkie przejazdy, hotele, itp. płaci wojsko :)

Teraz jeszcze trzeba trzymać kciuki, żeby nam kot nie miauczał przez całe 5 godzin drogi, właśnie rozglądam się za informacjami, co najlepiej pomoże kotu na jak najmniej stresową podróż...



Zima i ogólny niechciej

Zima trzyma u nas ostro od dłuższego czasu, to i ogólny niechciej dopadł. Najchętniej bym się zagrzebała pod kocykiem i przespała do wiosny. Bo nie powiem, cały grudzień z pięknym śniegiem był super, połowa stycznia też, ale teraz to ja już wiosnę bym prosiła, bo brak mi słońca i nastrój leci na łeb, na szyję i nawet nastroju na rozmowy nie ma, ani na czytanie, ani na nic w ogóle. Nawet kot ostatnio chyba stwierdził, że najlepiej to spać całymi dniami (szkoda, że później w nocy drze ryja i nas budzi ;) ). Zima u nas faktycznie ostra, bardziej niż w oddalonym o 100 km Toronto, bo ostatnio było na 34 stopnie na minusie, brrrr
Jeszcze do tego dostałam niezbyt ciekawą wiadomość, że niewiadomo kiedy i czy w ogóle wyjdziemy w tym miesiącu z gazetą, bo są problemy ze stałymi reklamodawcami. A tu nie dość, że kasa by się przydała, to zajęcie też jest ważne, ostatnie wydanie było tradycyjnie podwójne - grudzień/styczeń, i już mam ochotę popracować nad nowym, bo to jednak człowiek z formy wypada i im później, tym gorzej się wziąć za robotę.

A tymczasem zostawiam Wam (jeśli jeszcze ktoś tu zagląda :> ) trochę zdjęć zim, też takich z przełomu grudnia i stycznia.







































dzisiaj czytelniczo-konkursowo

Pozwolę sobie wrzucić trochę prywaty, bo w końcu to mój blog, to mogę ;)

Chciałabym Wam polecić książkę - debiut literacki pewnej bardzo zdolnej i bardzo fajnej Edyty Łysiak

Edyta Łysiak, Tak się nie robiKobieta nie powinna narzucać się facetowi. W tym widać pewną desperację. Taka panna chce od razu wyjść za mąż i strach się z taką związać, bo na pewno nie stosuje zabezpieczeń.
Marta, 35-letnia kobieta, podczas nieudanej zabawy sylwestrowej postanawia, że przyszłoroczny sylwester nie będzie już samotny. Zabiera się więc do realizacji swojego celu, poznając ludzi w różnorodnych miejscach, także na czatach, nie zawsze pisząc prawdę o sobie. Może dziś mi nie wychodzi przez to, że podaję się za nauczycielkę? Chyba one jednak nie mają wśród facetów najwyższego uznania, bo tyle jest wśród znajomych nauczycielek starych panien. Pewnie jeszcze cnotliwych w dodatku. No nic, jutro wymyślę coś innego. Może poszukam na forach internetowych, jaki zawód jest najbardziej fascynujący dla facetów...
Czy znalezienie chłopaka w przypadku, gdy już dawno przestało się być nastolatką jest proste? I czy tak naprawdę w życiu powinno chodzić tylko o to?
Tak się nie robi” to debiutancka powieść Edyty Łysiak. Zrodziła się z obserwacji ludzi i... samej siebie. Autorka, rocznik 1972, absolwentka Wydziału Politologii UMCS i Podyplomowych Studiów Rolniczych UP w Lublinie kilkanaście lat pracowała jako dziennikarka. Jej specjalnością było rolnictwo. Mieszka na wsi, w gminie Kazimierz Dolny.
Powieść można nabyć w księgarni wysyłkowej zaczytani.pl




A do opisu książki dorzucę jeszcze konkurs z zaprzyjaźnionego portalu internetowego Opnia, w którym można wygrać powyższą książkę wraz ze specjalną dedykacją autorki. 

Noworocznie

Witajcie czytacze w nowym roku! Ależ ten czas śmiga, już za godzinę kończy się 1 stycznia. Ciekawa jestem co nowy rok przyniesie, mam nadzieję, że więcej radości i żadnych dramatów rodzinno-zdrowotnych. Czego sobie i Wam życzę.