Jakoś tak mi się przez ostatni miesiąc intensywnie pracowo zrobiło. I to pomimo tego, że figuruję jako osoba bezrobotna z małym prywatnym biznesem graficznym.
Zaczęło się od tego, że odezwał się do mnie znajomy, dla którego robię dużo grafik związanych z historią, wojskiem i harcerstwem. Poprosił mnie o pomoc przy stworzeniu grafik z historycznym zdjęć z Warszawy z czasów okupacji. Jego kolega, z którym już wcześniej współpracowałam, postanowił zrobić wystawę zawierająca zdjęcia z jego kolekcji. Są to o tyle ciekawe zdjęcia, że były wykonane przez samych Niemców. Potwierdza to, jak oni radośnie podchodzili do całej wojny i jak ją ładnie udokumentowali, co, jak wiemy, znacznie pomogło w ich osądzeniu po wojnie. Ale juz za bardzo odchodzę od tematu ;)
Tablic początkowo miało być 8, wyszły 20, takie pół metra na metr, ponad 100 zdjęć, które trzeba było obrobić ze skanów. Do tego dodatkowo 4 tablice zawierające zdjęcia eksponatów z samego Muzeum Wojska Polskiego. Piękna rzecz, wspaniała praca, tylko kurcze, wykończająca fizycznie, bo tak naprawdę zrobiona w tydzień, kiedy z jeszcze co najmniej jeden tydzień by się przydał. Bo siedziałam przy komputerze od 8 rano do 1 - 2 w nocy, żeby to skończyć.
I jak to zazwyczaj w takim pośpiechu bywa, musiało się coś spieprzyć... No i się spieprzyło. Pan z drukarni nie powiedział mi w czasie naszych kilku rozmów telefonicznych oraz podczas wymiany maili, kiedy miał pierwszą tablicę, ani kiedy miał następne 5, że powinnam zdjęcia bardziej rozjaśnić, ze względu na ustawienia drukarki i materiał, na którym te grafiki są drukowane. I tak 24 odebrane tablice nadają się średnio na wystawę bo są cholernie ciemne. No i trzeba było w trybie pilnym rozjaśniać wszystko... i drukować raz jeszcze od początku. Szlag mnie mało nie trafił. Ale wystawa już jest i podobno wygląda świetnie. Sama jeszcze jej nie widziałam, bo jest kilkaset km ode mnie.
Tablic początkowo miało być 8, wyszły 20, takie pół metra na metr, ponad 100 zdjęć, które trzeba było obrobić ze skanów. Do tego dodatkowo 4 tablice zawierające zdjęcia eksponatów z samego Muzeum Wojska Polskiego. Piękna rzecz, wspaniała praca, tylko kurcze, wykończająca fizycznie, bo tak naprawdę zrobiona w tydzień, kiedy z jeszcze co najmniej jeden tydzień by się przydał. Bo siedziałam przy komputerze od 8 rano do 1 - 2 w nocy, żeby to skończyć.
I jak to zazwyczaj w takim pośpiechu bywa, musiało się coś spieprzyć... No i się spieprzyło. Pan z drukarni nie powiedział mi w czasie naszych kilku rozmów telefonicznych oraz podczas wymiany maili, kiedy miał pierwszą tablicę, ani kiedy miał następne 5, że powinnam zdjęcia bardziej rozjaśnić, ze względu na ustawienia drukarki i materiał, na którym te grafiki są drukowane. I tak 24 odebrane tablice nadają się średnio na wystawę bo są cholernie ciemne. No i trzeba było w trybie pilnym rozjaśniać wszystko... i drukować raz jeszcze od początku. Szlag mnie mało nie trafił. Ale wystawa już jest i podobno wygląda świetnie. Sama jeszcze jej nie widziałam, bo jest kilkaset km ode mnie.
Tak ładnie ta wystawa wygląda w tej chwili. W każdym razie tyle zobaczyłam na zdjęciu w mailu ;) |
A w czasie jak rozjaśniałam zdjęcia, to jeszcze machnęłam kolejne wydanie magazynu, który składam, oraz chwilę później zrobiłam folder reklamowy, ulotkę, plakat i bilet na wielki bankiet moich zleceniodawców z gazety. Ufffff.... jeszcze żeby tak konto pokazywało te wszystkie dolary, które na tych zleceniach powinnam zarobić ;)