krótkie rozmowy nocne

Myślałam, że to tylko ja jestem aż tak zadowolona z własnego (prawie) sporego domu, aż tu...

połowa sierpnia, godzina mocno późna, oczy się już zamykają, gdy rozlega się głos menża:
- tak się zastanawiam teraz...
- nooo?
- a gdzie my w tym roku postawimy choinkę?


<kurtyna>



(wymyśliliśmy, że choinka chyba najlepiej będzie wyglądać w okolicach biblioteczkowych, niedaleko drzwi od kuchni ;) )

Rozmowa kwalifikacyjna jak z koszmaru

W końcu może i tutaj opiszę jedną z najbardziej koszmarnych rozmów kwalifikacyjnych w jakich miałam "przyjemność" uczestniczyć. Jak niektórzy wią, mieszkam teraz na wsi, gdzie nie ma transportu publicznego, stąd znalezienie pracy graniczy z cudem w moim wypadku. Mimo wszystko jakiś czas temu znalazłam ogłoszenie, że sklep należący do wojska poszukuje kogoś do obsługi stanowiska pocztowego (listy, przesyłki, paczki, obsługa kasy, wysyłanie przelewów, itp.). No to się zgłosiłam i, o cudzie, w ciągu 2 dni dostałam telefon, że zapraszają na rozmowę.
W umówionym dniu zjawiłam się przygotowana tak dobrze po raz pierwszy w mojej karierze, nawet przejrzałam internetowe porady "ale o ssso chozi i jak zrobić dobre wrażenie). Weszłam radośnie do biura powitana przez menadżera sklepu i tu mnie zaskoczyli - w biurze w strategicznie rozmieszczonych miejscach w 3 rogach pokoju siedział ww. menadżer, pani kadrowa oraz pani kierowniczka czy cuś w tym guście. Po miłych powitaniach dowiedziałam się, że otóż mają przygotowaną listę pytań, takich samych dla wszystkich kandydatów, ja będę na nie odpowiadać, a oni będą moje odpowiedzi OCENIAĆ wg klucza, który posiadają.
Faktycznie tak to się właśnie odbyło, w krzyżowym ogniu pytań czułam się jak w 2000 roku kiedy to maturę zdawałam, z tym, że tutaj dodatkowym utrudnieniem było to, że odpowiedzi udzielałam w lengłidżu. Absolutna masakra, bo np. musiałam udzielić odpowiedzi na pytania:
"jak rozumiesz powiedzenie 'Klient nasz pan' i jak zastosowałabyś je w swojej pracy"
"Przychodzi do Ciebie klient i mówi, że był tutaj 2 godziny temu i dostał źle odliczoną resztę - co wtedy zrobisz?"
I tym podobne koszmarki, na które właściwie nie da się dobrze odpowiedzieć.

Praca oczywiście przeszła mi koło nosa, choć jak się później dowiedziałam od kadrowej - wyszłam całkiem nieźle, ale otóż znaleźli kogoś, kto zna angielski i francuski, a to tutaj jest najbardziej pożądaną umiejętnością. Pani poradziła mi również, żeby przed rozmowami kwalifikacyjnymi przejrzeć internet - tam można znaleźć właśnie odpowiedzi na takie pytania.
I teraz powiedzcie mi, gdzie w tym sens i logika, żeby potencjalnego pracownika oceniać po tym, czy dobrze wykuł odpowiedzi na durne pytania, a nie przede wszystkim wg jego kwalifikacji. Ech, nie lubię takich stresujących rozmów, bardzo nie lubię.
Ale niedługo może będzie lepiej, bo nareszcie najbliższe duże miasto doszło do wniosku, że chyba jednak przydałoby się jednostkę wojskową, razem z żołnierzami mieszkającymi ze swoimi cywilnymi rodzinami, połączyć linią autobusową!! Na razie tylko kilka kursów w ciągu dnia od poniedziałku do piątku, ale to i tak dużo! No i dla takich łosiów niezmotoryzowanych jak ja jest to większa szansa na wyjście do ludzi i znalezienie pracy.

Dziki lokator

Od paru dni kota dziwnie się zachowywała i wspinała się na firankę w salonie, czego wcześniej nie robiła. Cały czas ją ochrzaniałam, żeby przestała. Dzisiaj jednak S. zauważył, że na parapecie okna są jakieś ślady po myszy. Takie niefajne ślady po myszy, które trzeba sprzątnąć. I tak od słowa do słowa doszliśmy do wniosku, że najwidoczniej zagnieździła się u nas w domu mysz, którą trzeba złapać i wypuścić, w ostateczności zneutralizować.
Kiedy siedziałam w salonie po południu znowu zobaczyłam wściekającego się kota przy firance i roletach. Mamy takie fajne drewniano bambusowe rolety, które składają się z części krótszej z przodu (jakieś 10 cm) i normalnej rolety z tyłu, ot, żeby zakryć kawałek listewki, która jest przymocowana do framugi okna. Zajrzałam między jedną a drugą część i faktycznie - MYSZ. Siedzi sobie grzecznie między roletami i patrzy paciorkowatymi oczkami na mnie. Zostawiłam ją na chwilę samą sobie, pobiegłam budzić S. i dawaj do kuchni po garnek, co by w niego mysz złapać, oraz małą składaną drabinkę. Kot w między czasie został wydelegowany do zamkniętej sypialni. S. przyniósł ze sobą miotłę do wymiecenia myszy z rolety....
I faktycznie wymiótł, jednak jakież było nasze zdziwienie, jak mysz, zamiast spaść grzecznie w dół, zaczęła latać po salonie. Bo otóż jesteśmy szczęśliwcami, u których dzikim lokatorem okazał się nietoperz :>
Walka z batmanem okazała się dość emocjonująca zwłaszcza, kiedy okazało się, że za nic nie chce wylecieć przez drzwi na zewnątrz, za to po paru minutach wybrał drogę otwartą klatką schodową na piętro :>
I tak, przyznajemy się, że tam już nie było innego wyjścia jak niestety zakończyć szybko walkę z batmanem, którego los był tragiczny i skończył się w pobliskim lasku.

A teraz powiedzcie sami, kto z Was miał w domu nietoperza? brrrrr
Na zewnątrz mi one nie przeszkadzają, ale w domu to ja podziękuję za takiego lokatora na dziko.

A się w pogodzie porobiło

Z dziennika meteorologa - amatora ;)

A się porobiło w tej pogodzie. Odkąd tutaj jestem, czyli już 7 lat, lato zawsze było koszmarnie gorące. Dla mnie nie do wytrzymania, zazwyczaj z klimatyzowanego domu wychodziłam wieczorami, kiedy było już czym oddychać.
Bo, wbrew pozorom, w okolicach Toronto to nie śnieg, zima i białe misie w lecie, ale upały po 40 stopni, a do tego okropna wilgotność powietrza, która to najbardziej dawała mi się we znaki. I tak mnie to przyzwyczaiło, że w tym roku nie mogę się otrząsnąć z szoku - temperatury po 20 parę stopni, jedynie jeden tydzień typowych upałów, a tak, to normalnie jakbym w Polsce była. A nawet wczoraj w dzień było 16 stopni, które w nocy spadło do stopni 10. Zimno mi!. Po raz pierwszy w środku sierpnia w Kanadzie mi zimno. Tragedia jakaś. Oczywiście nie mówię, żeby miało się zmienić na 40 stopni, ale nie mogę doczekać jutra, kiedy podobno ma być już cieplutko, całe 26 stopni :]

A tymczasem zaraz koło domu mam tak


 A kawałek dalej mogę sobie zrobić zdjęcie z kuzynem Rudego 102 :D




Tym razem się będę chwalić

 Dawno mnie nie było, oj dawno. Przede wszystkim ze względu na sytuację z teściową, mimo wszystko mnie trafiła,  a po drugie w związku z całym zamieszaniem przeprowadzkowym i radością, że w końcu jest, mój, własny (no dobra, wynajmowany), prawdziwy dom. Słowem, jakby zaśpiewał Daab: mój jest ten kawałek podłogi, nie mówcie mi, co mam robić :D

Samo w sobie to, że ja, klasyczny blokowiec do 25 roku życia, mieszkam teraz w domu z ogródkiem, to już jest powód do radości. ok, niby 7 lat mieszkałam w domu z ogrodem, ale to był dom teściów i to się dało odczuć. Zwłaszcza przez wszędobylskie plastikowe zwierzaczki, motylki, kwiatuszki i całe mnóstwo innych durnostojek. No i tego nie wolno, tego nie rusz, brrrr. W środku domu było tak samo, więc teraz od dwóch miesięcy oddycham wolnością. Odkurzam kiedy mam na to ochotę, piorę jak mi się zachce i jakoś tak mi, kurcze, dobrze żyć z mężem i kotem i nikim więcej :) Czasami aż mam za dużo przestrzeni wokół, bo przecież w Polsce mieszkaliśmy w czwórkę w 43 m2, ostatnio powierzchni miałam ciut więcej, ale i tak, nie aż tyle. Tutaj mamy skrajny domek w szeregowcu (oprócz naszego są jeszcze 3 mieszkania), 3 sypialnie na piętrze + łazienka, pokój wypoczynkowy, kuchnia i pralnia + spory schowek typu pierd*olnik na parterze. No i kawał trawy z garażem/szopką. I szafy. Dużo szaf :). Oczywiście nasze 3 sypialnie zostały natychmiast zamienione na jedną sypialnię, pokój komputerowy i pokój gościnno - gitarowy. I czegóż chcieć więcej? :)
Aaaaaaa i jeszcze się dowiedziałam, że od 1 września z naszego zadupia będzie jeździł autobus, więc nareszcie będę miała bezproblemowy kontakt z cywilizacją, a i szansa na pożegnanie z bezrobociem dużo większa :)

A tak jest u nas:

chałupka

jadalnia czyli po naszemu biblioteczka

pokój wypoczynkowy


część kuchni
ogródecek
































sypialnia
trawnik przed domem
pokój gościnno - muzyczno - koci
centrum dowodzenia światem





Na Beksińskiego też w końcu mam miejsce
duużo Beksińskiego :D