Czas na drobne zmiany na blogu

Czas na drobne zmiany w wyglądzie bloga, bo jakoś poprzedni już mi się znudził. Chociaż jak niektórzy pewnie zauważyli, nadal zostajemy w kolorystyce jesiennej, bo lubię akurat takie kolory. Kiedyś, jak już będę bogata ;) i stać mnie będzie na własne mieszkanie, to będzie utrzymane właśnie w ciepłych jesiennych barwach. Marzy mi się dużo czerwieni i żółtego i pomarańczowego na ścianach. Taki kolorowy zawrót głowy, zupełnie inaczej niż we wszystkich modnych domach. Lub domach większości moich znajomych i rodziny tutaj, które to mieszkania są białe... i tak bardzo sterylnie zimne, bez żadnego szczególnego charakteru.

Mam nadzieję, że ta zmiana pociągnie kolejne zmiany w moim życiu, a tymczasem nacieszcie oczy widokiem pięknego jesiennego Montrealu.

Jak nie urok to przemarsz wojsk

Jak nie urok to przemarsz wojsk - mamy szansę z chłopem dostać przydział na mieszkanie na jednostce, wszystko super, cena wynajmu bardzo przystępna i w ogóle. Jest tylko jedno ale - nie ma możliwości, żebym nie pracowała, praca być musi, bo inaczej na mieszkanie nas stać nie będzie. Tzn. będzie stać na mieszkanie i rachunki, za to na jedzenie już nie bardzo ;)
Jest duża szansa, że mogę dostać przeniesienie do sklepu z mojej sieci, który to sklep znajduje się w miejscowości oddalonej o 18 km od jednostki (to ten sklep, do którego mnie wysłali w połowie ubiegłego roku, 100 km od Toronto).

Jaki więc tutaj problem? wszystko idealnie, prawda?
Otóż nie bardzo, bo sukinsyny nie mają żadnego transportu publicznego między tymi dwoma miejscami. Właśnie się zastanawiają, czy by się taki przydał czy niekoniecznie grrrrrrrr

Zdarza sie nawet najlepszym ;)

Nawet najlepszym zdarza sie zasnac w dziwnych pozycjach i ze smiesznym wyrazem twarzy, a w tym wypadku pyska ;) i to nawet bez alkoholu ;)

A pozniej ktos zdjecia robi i sie nabija, chamstwo i tyle ;)

I czemu to dalej zaskakuje?

Dzisiaj wypadają 35 urodziny mojego męża. świętujemy je już od wczoraj i dość głośno to komentujemy w domu. Zresztą wydaje mi się, że te urodziny powtarzają się z roku na rok w tym samym terminie ;). A czemu o tym piszę?

Dzisiaj rano wstałam, akurat w momencie jak mąż i jego brat już prawie wychodzili na spacer z mężowym dwuletnim bratankiem. Młody latał między nimi i kiedy zeszłam na dół, to zapytałam się dwulatka:
- a życzenia i buzi urodzinowe to wujkowi dałeś?

Na co usłyszałam dobiegające z kanapy od teściowej, rodzonej matki mojego męża:
- a właśnie, wszystkiego najlepszego Sławek. Całkiem zapomniałam.


Ja pierd**lę!! Ja rozumiem, że można zapomnieć o urodzinach wujka czy kuzyna, ale własnego dziecka? Ok, dziecko już wyrośnięte, ale do wuja, chociaż wstać z kanapy by chyba wypadało!!

Dodać muszę, że teściowa ma lat 56, czyli to nie jest jakaś staruszka ze sklerozą. A i sprawna zupełnie fizycznie, co do strony psychicznej to od dłuższego czasu mam wątpliwości :>


A i w sumie nie powinno zaskakiwać tak naprawdę, już się powinnam przyzwyczaić. Na moje 30-te urodziny życzenia były mi krzyknięte spod garażu, też po przypomnieniu o tym wydarzeniu. Ale w sumie ja wiem, synowa to nie rodzina, a i mieszkamy razem dopiero 7 lat ;)
A w związku z tym, że to tak wygląda z tymi życzeniami, to ja też już się przestałam starać - we wrześniu teściowej mruknęłam życzenia przy wchodzeniu do domu a w prezencie dostała syrop na przeziębienie, bo akurat ją jakaś zaraza dopadała :]


A jednak jakoś tak mi przykro, że wszyscy inni o mężu moim pamiętają, nawet moja rodzina z Polski już kartki z życzeniami powysyłała, a przypominać nie trzeba było.

Powitanie nowego roku

Stary rok postanowiliśmy pożegnać tym razem inaczej niż w ciągu ostatnich kilku lat, czyli zdecydowanie nie na domówce. Bo domowych imprez mamy "po kokardę", zwłaszcza, że zazwyczaj to jest to samo towarzystwo, te same historie, takie same nudnawe filmy. Tak więc wymyśliłam, żeby sprawdzić co ciekawego gra w fajnym starym pubie w centrum Toronto, w którym to już kiedyś byliśmy na sylwestrze. Okazało się, że tym razem gra ten sam zespół co 3 lata temu, czyli The Sadies grający muzykę łączącą country i rockabilly. Cud, miód i orzeszki :), zwłaszcza, że bilety kosztowały $30 od osoby.
Na scenie The Sadies mieli jednego gościa - niespodziankę, który ukradł cały show. Bo nikt inny nie potrafiłby ukraść publiczności jak Randy Bachman z The Who :D. Randy zaśpiewał swoje największe hity, takie jak "American Woman", "These Eyes", "Takin' Care of business" i tak dalej. Absolutnie genialny show i fantastyczne powitanie nowego roku :), niby tylko we dwójkę z małżem (i sporą ilością obcych ludzi ;) ), ale za to tak, jak naprawdę lubimy, z dobrą muzyką i ze sobą :)

A oto Randy Bachman na scenie:



A Wy jak się bawiliście?