Dumna i blada żona żołnierza Jej Królewskiej Mości

W czwartek miałam okazję, zaszczyt i honor uczestniczyć w przysiędze wojskowej mojego własnego prywatnego męża. Jestem z niego cholernie dumna, zwłaszcza, że był jednym z najstarszych rekrutów, którzy wystartowali z tego powołania. W końcu to nie byle co, żeby wywrócić całe swoje życie do góry nogami, zmienić się i swoje przyzwyczajenia o 180 stopni wstępując do armii w wieku 34 lat.
Faktycznie umęczył się mocno, bo ta część to typowy kurs na przetrwanie i odsiew tych, którzy absolutnie się do tej roboty nie nadają. A do tego jakby nie było, to były 3 miesiące 600 km od domu.
A jednak, w co wierzyłam od początku, bez problemu wszystko przeszedł, zacisnął zęby i nie dość, że ukończył tą część, to jeszcze ukończył z wyróżnieniem za największe postępy ze wszystkich 150 rekrutów. Duma mnie rozpierała, kiedy na uroczystości po przysiędze podeszło do nas kilku jego przełożonych i gratulowali, i właśnie jeden z nich mówił, że kiedy zapytał wszystkich 8 instuktorów komu się taka nagroda należy, to wszyscy jednogłośnie podali Jego nazwisko. Jako wyróżnienie m.in. został wywołany na środek przed wszystkich i przekazywał sztandar swojego plutonu jednemu z gości honorowych.

Teraz to już się zaczyna bardziej wojskowo normalne życie, czyli kolejne szkolenia, tym razem już specjalizacja. Sławek wybrał specjalizację "vehicle tech", więc będzie się musiał przyłożyć do roboty, ale on ambitny jest, więc sobie poradzi spokojnie :). No i teraz to już tylko 100 km od domu :)

Kanadyjscy żołnierze w trakcie graduation / przysięgi.